1931, przed 21 stycznia, Kijów – Kolejne zeznanie aresztowanej Jadwigi Szumowicz.

 

Protokół zeznań

21 styczeń 1931 r.

Do [19]16 roku, to jest do pojawienia się uciekinierów z Polski, w Kijowie nie było zorganizowanego życia polskiego. Kręgi burżuazyjne trzymały się od siebie z dala. Wraz z napływem polskich sił kulturalnych życie rozkwitło. Równocześnie ze szkołami organizował się Związek Nauczycieli Polskich, „Macierz Polska” i inne organizacje. Poza prowadzeniem dodatkowych lekcji, nie miałam kontaktów z burżuazyjnymi kręgami. Od tego roku stopniowo zaczęłam się włączać do polskiego życia kulturalnego. Nie należąc do żadnych organizacji, oprócz Związku Nauczycieli, gdzie zostałam członkiem zarządu. Wtedy nieznaczną część polskiego nauczycielstwa można było zaliczyć do postępowego. Większość należała jednak do Narodowej Demokracji o szczególnie szowinistycznym zabarwieniu. W tej części nauczycielstwa nie cieszyłam się zaufaniem.

W [19]20 r. po wycofaniu się polskich wojsk z Kijowa i masowych wyjazdach polskich nauczycieli do ojczyzny, działalność szkoły przy ul. Rylskiego została zupełnie zdezorganizowana. Uważałam, że szkoła powinna w dalszym ciągu funkcjonować dla dobra pozostałych Polaków. Z własnej inicjatywy zbierałam pozostałych polskich nauczycieli tworząc pięciosobową grupę inicjatywną w składzie: Gutman, Rymińska, Rudlicki, Ostrowska i ja. Grupa ta rozpoczęła tworzenie polskiej szkoły.

Rząd polski nie chciał stracić swych wpływów w Kijowie, dlatego też zwracano szczególną uwagę na problemy wychowania dorastającego młodego pokolenia. Szczególny wpływ na ów proces miało duchowieństwo, głównie za sprawą ks. Skalskiego, jak również pośrednio niektórych pedagogów szkolnych. Szkoła przy ulicy Kiryłowskiej, którą kieruje A. Maciejewicz, była pod bezpośrednim wpływem ks. Skalskiego, zaopatrującego placówkę w odpowiednie środki, przez co utrzymywał ją w orbicie swoich wpływów. Uczył religii, przygotowywał dzieci do spowiedzi i innych sakramentów. Oczywiście nie mogła ujść jego uwadze szkoła w Zaułku Rylskim. Oprócz Skalskiego aktywnie działał na tym polu także ukrywający się w Kijowie były przewodniczący Komitetu Wykonawczego Andrzejowski1, którego osobiście nie znałam. Złożył mi jednak wizytę, długo rozmawialiśmy o organizującej się wtedy szkole, wiele mówił o konieczności włączenia do organizującej się szkoły dzieci rodzin, które nie zdążyły wyjechać do Polski. Odchodząc pobłogosławił mnie „na ciernistą drogę walki z bolszewikami i zachowania prężnej polskiej szkoły”. Swoje wytyczne obiecał przekazywać przez Gutmana, który pomagał mu się ukrywać, i który był w tym czasie instruktorem polskich szkół na Narobrazie oraz dyrektorem męskiej szkoły przy Zaułku Rylskim (ja byłam w tym czasie dyrektorem szkoły żeńskiej).

Wówczas to rozpoczęła się moja kontrrewolucyjna działalność, trwająca przez cały czas mojej pracy w szkole. Wyróżniam w niej dwa etapy. Pierwszy do [19]25 r. i drugi po [19]25 r. Członkowie komisji: Rymińska, Gutman i Rudlicki traktowali szkołę jako tymczasowe schronienie dla wyjeżdżającej ludności, uważając, że lepiej aby szkoły nie było niżby miała być to szkoła bolszewicka. Mimo że nie zgadzałam się z tym poglądem, to jednak z nim nie walczyłam. Już na wstępie dało to początek określonej pracy patriotycznej w szkole. Skład grona pedagogicznego w żadnym wypadku nie gwarantował szkole wychowania dzieci w duchu komunistycznym. Dla przykładu scharakteryzuję niektórych nauczycieli.

Nauczyciel Gutman, mimo że utrzymywał bezpośredni kontakt z konsulatem, nie miał większego wpływu na pracę szkoły. Jego negatywne cechy odstręczały od niego innych współpracowników. Rudlicki, nauczyciel matematyki i wychowawca w starszych klasach, nie pracował długo w szkole, gdyż nie mógł się pogodzić nawet z najmniejszymi wpływami bolszewickimi. Gdy sytuacja zaczęła się powoli zmieniać, demonstracyjnie okazywał swoją pogardę dla tych, którzy zdecydowali się pozostać w szkole. Oczywiście praca nauczyciela tego pokroju nie powinna mieć wpływu na dzieci. Najważniejszą osobą w szkole była nauczycielka języka polskiego M. Rymińska. Jako były kierownik gimnazjum „Polskiej Macierzy” i świetny pedagog cieszyła się ogólnym szacunkiem i zaufaniem, co ułatwiło jej realizację polskiej polityki państwowej w szkole. Nie powierzono jej kierownictwa w szkole ponieważ nie cieszyła się tak dużym zaufaniem władzy jak ja. W praktyce jednak to nie ja kierowałam szkołą, ponieważ musiałam brać pod uwagę opinię grona nauczycielskiego. Przesiąknięta patriotyzmem Rymińska w tym samym duchu pragnęła wychowywać dzieci. Łatwo jej było to realizować, gdyż oprócz polskiej literatury uczyła również historii. Tym samym powstrzymywała oddziaływanie ideologii bolszewickiej na szkołę. Najbliższymi pomocnikami w tym dziele byli jej wychowankowie Knol i Markiewicz oraz inni wykładowcy. Drugą wpływową osobą w życiu szkoły była nauczycielka młodszych klas J. Kuryłowicz. Kiedy Rymińska prosto i otwarcie parła do wyznaczonego celu, podkreślając, że inaczej pracować nie może i nie potrafi – z tego zresztą powodu opuściła w końcu szkołę, gdy zrozumiała, że sprawa realizacji programu antyradzieckiego jest nieosiągalna. Kuryłowicz często przyjmowała postawę radzieckiego pedagoga w celu osiągnięcia swoich celów i tym samym jej osoba była bardziej niebezpieczna, ponieważ mogła ona wpływać znacząco na życie szkoły. Zajęcia artystyczne prowadzone przez nią w starszych grupach, były silnym orężem w dziele antyradzieckiego wychowania młodzieży. Sztuki teatralne wystawiane przez nią współtworzone były przy wydatnej pomocy Rymińskiej. Stały na wysokim poziomie artystycznym i tym samym miały duży wpływ na dzieci i rodziców. Interesy państwa polskiego były dzięki temu jeszcze bardziej zabezpieczone. Towarzysz Skarbek będąc na jednej z takich sztuk w szkole („Pan Tadeusz”) w mojej obecności powiedział towarzyszowi Krzyżanowskiemu2, byłemu inspektorowi polskiemu: „Taka sztuka powinna być [wystawiana] na dworze Piłsudskiego”.

Tego rodzaju sztuki bardzo różniły się od rewolucyjnych, które powinny dominować w szkole. O ile w tamtych była estetyka o tyle w tych wszystko miało charakter daleki od artystycznego, a wręcz karykaturalny. Tak też odbierane było to przez dzieci, co uniemożliwiło wychowywane ich w duchu rewolucyjnym. Będąc swego rodzaju agentką ks. Skalskiego, Kuryłowicz niweczyła antyreligijną pracę, która już w tym czasie zapoczątkowana została w szkole. Stwierdzam, że Kuryłowicz prowadziła nielegalną edukację religijną wśród dzieci, i chociaż nie miałam namacalnych dowodów, to jednak domyślałam się tego. Szczególnie wrogo Kuryłowicz nastawiona była do [Władysława] Pawlikowskiego i dlatego wszelkimi sposobami starała się podważyć jego autorytet w szkole, a tym samym pracę polityczną prowadzoną przez niego w szkole. Pod wpływem Kuryłowicz i Rymińskiej przez pewien czas znajdowali się również inni pedagodzy reprezentujący całkowicie antyradzieckie poglądy, jak np. Rudnicka. O takich wykładowcach jak Somicz, Różycka wręcz nie wypada mówić. Szkoła mająca wtedy jawnie antyradziecki charakter w ich oczach była bolszewickim monstrum, wychowującym nikczemników i bolszewików.

Jak ja reagowałam na to wszystko?

Chociaż sama nie brałam aktywnego udziału w tym wszystkim, to jednak tolerowałam, prowadząc jedynie walkę formalną z objawami antyradzieckimi na terenie szkoły. Nie walczyli z tym również pozostali nauczyciele. Nie sprawdził się również Pawlikowski, który — pomimo iż był komunistą — nie zawsze realizował zdecydowaną linię klasową. Często jedną ręką niszczył to, co budował drugą. Tak np. prowadząc zdecydowanie antyreligijną politykę w szkole, tolerował obecność wielu dzieci i pedagogów (w tym i moich) na kościelnym pogrzebie swojej matki. Oprócz tego działał niezbyt pedagogicznie. Dlatego nie miał odpowiednich wyników w pracy. O wszystkim tym polski konsulat musiał być dokładnie poinformowany, gdyż w przeciwnym razie szukałby ze mną kontaktu. W rezultacie dyrekcja nie była oszukiwana, cel natomiast został osiągnięty. Tym też należy tłumaczyć zaakceptowanie moich podpisów na dokumentach [osób] wyjeżdżających do Polski. Stwierdzam jednak, że nie był to z mojej strony udział w żadnym spisku i takiego polecenia nie otrzymałam. Stwierdzam również, że w późniejszym okresie nigdy nie miałam żadnych związków ani z konsulatem, ani z innymi szkodliwymi organizacjami antyradzieckimi.

Przystępuję teraz do oceny drugiego okresu mojej pracy w polskiej szkole. Zdrowy strumień życia radzieckiego stopniowo przenikał w mury szkoły polskiej i unosił ją do przodu po radzieckiej drodze, chociaż wstrzymywało go nieodpowiednie kierownictwo szkoły w mojej osobie jako jej dyrektora. Tłumaczę to niezwykle silnym wpływem politycznym ze strony towarzyszki Sowińskiej. Tym samym szkodliwym było przedłużanie mojej kontrrewolucyjnej działalności w szkole, co świadomie wyznaję, chociaż nie utrzymywałam kontrrewolucyjnych związków, ale praca moja taką była, pozostając radziecką tylko formalnie, nie zaś w praktyce. Do ostatnich dni mojej pracy w szkole polskiej nie była prowadzona praca wychowywania nowych kadr bojowników o ideały komunistyczne i o Polskę radziecką. Było wiele pięknych frazesów, ale mało rzetelnej pracy. Tym też tłumaczy się wyjazdy uczniów do Polski i ich udział w kontrrewolucyjnych organizacjach oraz stosunek do problemów religijnych. Oblicze ideologiczne pedagogów nie zawsze było jasne. Nie było niezbędnej w pracy wyrazistości i tym samym dzieci i rodzice odczuwali, iż coś się robi tylko dlatego, że tak wypada, a nie dlatego, że tak należy. Zatrzymam się dla przykładu na antyreligijnym wychowaniu w szkole w tym czasie.

Prawdą jest, że jestem niewierząca i nigdy nie utrzymywałam żadnych kontaktów z klerem. Rzeczywiście realizowałam w szkole antyreligijne wychowanie młodzieży oparte na przesłankach naukowych.

No to dlaczego w takim razie nie było odpowiednich wyników w pracy?

Dlatego, że praca ta była tylko formalna i nie była poparta przykładami z życia pedagogów i mego osobistego życia rodzinnego. Nauczyciele chodzili do kościoła, o czym wiedziałam i patrzyłam na to przez palce. Dla mnie znamiennym był następujący incydent, gdy nauczycielka Jakimowicz chciała wyjawić, że chodziła do kościoła i była religijna, doradziłam jej, aby tego nie robiła i milczała na temat przeszłości, a kiedy towarzysz [Czesław] Snadzki domagał się jej zwolnienia, kategorycznie przeciwko temu protestowałam.

Przyznaję, że nie reagowałem jak należy na fakt opuszczania zajęć przez dzieci. Życie moje nie mogło stanowić przykładu dla dzieci i pedagogów. W rodzinie utrzymywały się niektóre tradycje. Matka moja, jak wiadomo, chodziła do kościoła z byłymi uczennicami szkoły i w ich obecności mogła prowadzić rozmowy na tematy religijne. Jeśli chodzi o antyreligijną pracę w szkole, przebiegała ona niezwykle słabo. Nie bardzo ją popierałam i dlatego wychowanie walczących o nowe ideały i kulturę, aktywnych wojujących bezbożników odbywało się tylko na papierze. Dlatego właśnie zdarzało się, że sprzeciwiałam się zakupowi „bezbożnych tablic” uważając to za niepedagogiczne. Przeprowadzając formalnie linię ideologiczną w osobistych rozmowach z pedagogami, niekiedy podrywałam ich wiarę w konieczność prowadzenia podobnej pracy. Tak na przykład, po jednym z moich publicznych wystąpień przeciwko religii, nadmieniłam, że zrobiłam to z ciężkim sercem.

Co się tyczy wychowania politycznego, to przebiegało ono jeszcze gorzej, miało bowiem charakter jedynie formalny. Nie prowadziło się przekonywujących rozmów z dziećmi, celem zlikwidowania ich nieufności względem władz radzieckich. Wskazuje to na moją antyradziecką działalność w kwestii wychowania.

O ile w pierwszym etapie mojej pracy błędy w kierowaniu szkołą wynikały zarówno z mojej winy, jak i z określonych uwarunkowań zewnętrznych, to w etapie końcowym winę ponoszę już wyłącznie ja. Uważam za swój obowiązek oświadczyć co następuje: z ciężkim i ogromnym poczuciem wstydu i bólu stwierdzam, że radzieckim pracownikiem na odcinku polskim nie byłam, a prowadziłam szkodliwą działalność kontrrewolucyjną, która spowalniała komunizację szkoły polskiej, przez co działałam w interesie państwa polskiego. Jednocześnie nadmieniam, że po decyzji sądu społecznego w mojej sprawie, który zezwolił mi na dalsze kontynuowanie pracy pedagogicznej, uczyniłam wszystko co możliwe, żeby zmazać swą winę dzięki uczciwej pracy i uczestnictwu w rozwoju radzieckiej szkoły politechnicznej na korzyść budownictwa socjalistycznego.

Jadwiga Szumowicz

[podpis odręczny]

 

Oryginał, rękopis w języku rosyjskim.

CDAHOU, f. 263, op. 1, spr. 57003, k. 130-137.

 

1 Józefat Andrzejowski (1849-1949) – polski przemysłowiec i działacz oświatowy, właściciel zakładów produkujących wyroby ceramiczne w Kijowie. W 1881 r. założył nielegalną szkołę polską, zaś w 1899 r. został wybrany prezesem Towarzystwa Oświaty Narodowej w Kijowie. W 1913 r. aresztowany i zesłany do Astrachania. Po powrocie, w kwietniu 1917 r. został kierownikiem Wydziału Oświaty Polskiego Komitetu Wykonawczego na Rusi. Działał również w Radzie Oświaty Sekretariatu Generalnego ds. Mniejszości Polskiej. W latach 1917-1921 prezes „Macierzy Polskiej” w Kijowie. Zagrożony aresztowaniem, ukrywał się przed władzami, pracując jako zwykły robotnik. Pod koniec 1921 r. przedostał się do Warszawy, gdzie pełnił funkcję sekretarza Czerwonego Krzyża. Zob.: M. Białokur, Józefat Andrzejowski (1849-1939). Szkic do portretu nestora polskiej pracy oświatowej na Ukrainie, „Przegląd Historyczno-Oświatowy” 2003, nr 1-2, s. 103-109; C. Raubiszko, Z. Złotogórski, „Interes” Józefata Andrzejowskiego, „Dziennik Kijowski” 1996, nr 6 i 7; Polacy na Ukrainie, t. I, s. 29, 31, 48, 51.

2 Biogram Antona Krzyżanowskiego zob. we Wprowadzeniu do niniejszego tomu, przypis 80.

 

 
 

Powrót